Skąd się bierze internet...

OK – miodek ochłonął, pomyślał może pora zorganizować życie. Wprawdzie mamy mieszkanie (o tym miodek jeszcze napisze), ale może by tak jakaś telewizja, internet, nie wspominając o komórce dla Najlepszej Z Żon. No więc poświęcając cenny czas w Swojej Korporacji, miodek skorzystał z linków, które łaskawie podesłała Pomoc z Firmy Relokacyjnej (tak to dziwna nazwa). 




Krótka lektura dwóch stron i decyzja podjęta. miodek zadowolony, w sobotę rano, z Tygryskiem udał się do punktu sprzedaży operatora komórkowego przekonany, że tam z otwartymi rękami przyjmą nowego klienta.



Uzbrojony w RIB (taki świstek z banku z numerem konta i adresem oddziału) uświadomił panu za ladą, że potrzebuje kupić pakiet składający się z dostępu do sieci, telewizji, telefonu stacjonarnego i telefonu komórkowego. No po prostu full wypas. Po 30 minutach, może nawet 45 minutach miodek dowiedział się co następuje: żeby zanabyć drogą kupna telefon komórkowy w abonamencie musi być uzbrojony w niebieską kartę (Carte Bleue) – zwykłą kartę płatniczą, tyle tylko że z francuskiego banku, albo w książeczkę czekową. Musi również udowodnić, że mieszka w Paryżu – najlepiej rachunek za prąd. miodek tego nie miał – nie mógł kupić Najlepszej Z Żon telefonu. Za to mógł kupić internet z całą resztą. 



- Czy ma pan stałą linię - zapytał pan za ladą. 

- Nie wiem, odpowiedział zgodnie z prawdą miodek

- To umówimy pana z technikiem, przyjdzie, sprawdzi, zainstaluje. To będzie kosztowało pana 49€ - kontynuował pan za ladą. 

- Dobrze - odparł zdeterminowany miodek w nadziei na szybkie rozstrzygnięcie, jak zwykle z uśmiechem na twarzy (uśmiechanie w Paryżu to błąd, poważny błąd – teraz miodek to wie) 



Minęły trzy tygodnie. Technika nikt w domu nie zauważył. miodek kilka razy pytał Najlepszą Z Żon wieczorami, czy jakiś obcy chłop się nie kręcił po domu w poszukiwaniu linii telefonicznej. Oczywiście nikogo nie było. Tak więc trzy soboty później, po bliżej nieokreślonej liczbie telefonów, miodek tym razem sam udaje się do punku sprzedaży operatora komórkowego. Tym razem uzbrojony w dowód zamieszkania w Paryżu (Justificatif Domicil) w postaci umowy najmu sprzedaży, w kartę płatniczą wydaną przez francuski bank, umowę kupna internetu, no po prostu całą makulaturę jaką znalazł w domu. Wchodzi zdecydowanym krokiem, bez cienia uśmiechu na twarzy (très désagréable) – po godzinie wychodzi z telefonem dla Najlepszej Z Żon oraz obietnicą miłej pani z działu technicznego, że linia będzie aktywna w ciągu kilku dni. Tydzień później – linia jest aktywna. Rodzina ma w domu internet, telewizję i telefon stacjonarny. W cenie abonamentu można dzwonić do Polski.

Trwało to wszystko około miesiąc. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz